CLICK HERE FOR FREE BLOGGER TEMPLATES, LINK BUTTONS AND MORE! »

7 lutego 2013

Proroczo rzecz biorąc...

Zadzwoniła do mnie przyjaciółka. Mieszka daleko, na krańcach Polski i przeżywa wielkie prześladowania. Zadzwoniła do mnie udręczona mając nadzieję, że pocieszę ją, a tu ja do niej mówię, że... ona ma słowo dla mnie :D
Tak więc Su, jak przystało na rasową uczennicę Jezusa, odłożyła na bok swoje potrzeby i obu nam zafundowała pociechę i zachętę:

"Pan jest z Tobą jako wielki wojownik. Przychodzi aby wybawić, budować, odzyskać to, co zginęło. Jest z tobą. On jest wielki, dużo większy, niż jesteś w stanie objąć to swoim umysłem. Naprawdę wszechmogący.
Ma swoje sposoby działania, mądry jest i chce nas czegoś nauczyć. Gdyby chciał, dałby nam wszystko. Ale ma jakieś inne drogi do tego. Chce, abyśmy uczyli się mądrości a nie tylko dostawali to co chcemy, nawet jeśli to jest w Jego woli i nawet jeśli to jest dobre.
Chce nas uczyć. Jest wielkim Nauczycielem. Najbardziej Mu zależy abyśmy oprócz niego poznali też siebie, żebyśmy odkryli siebie tak, żebyśmy wiedzieli jakiej zmiany potrzebujemy i zdawali sobie sprawę, że zmiana jest możliwa tylko w Nim.
Jest Tym, który leczy przyczyny a nie objawy. Leczenie jest długie i starannie zaplanowane. I skazane na sukces J. Bolesne, wymagające współpracy, jednocześnie pełne cierpliwości ze strony Lekarza. I rzeczywiście, kiedy my cierpimy On cierpi również razem z nami. Bardzo nas kocha. To nie jest to, co możemy doświadczyć tutaj na ziemi. Jego miłość jest naprawdę taka, jakiej nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Żywimy niechęć do ludzi którzy nas ranią, a On kocha tych, którzy Go zabili. Troszczy się o nas na każdy dzień, zawsze, na okrągło, bez przestanku. Problem w tym, że my nie zawsze to widzimy. Pragnie zmiany w naszym życiu bardziej, niż my sami. Bardzo kocha swoje dzieci. I chce też innych przyprowadzić, dlatego tych wszystkich, którzy się do Niego zwracają, ćwiczy, aby ich owoc był trwały, aby mogli być świadectwem Jego miłości tu na ziemi."

I tak sobie myślę, że to prorocze nauczanie może być zachętą dla wielu :D

28 stycznia 2013

Boże dłuto

Znalazłam ten filmik na blogu Mariusza Jurgi (link na pasku bocznym).
Uśmiałam się po pachy :D
I spłakałam się :)

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=BJMjH5KkFWg

9 stycznia 2013

Biblijnie rzecz biorąc... Nomen omen :)

Dz 8;1b IL
1b ...Stało sie zaś w tamtym dniu prześladowanie wielkie przeciwko (społeczności) wywołanych w Jerozolimie. Wszyscy zaś rozproszyli się po krainach Judei i Samarii oprócz [nomen omen] WYSŁANNIKÓW...

- z całym szacunkiem i miłością do Pierwszych Wywołanych: jeśli oni byli tak "tępi" w słuchaniu Pana, że potrzebowali prześladowań aby ruszyć na 4 strony świata i roznieść Dobrą Nowinę, to o ile bardziej my mamy swoje schematy i potrzebujemy... ???

Chyba powinnam poszerzyć listę bożków trzymających mnie poza wolą Boga...

8 stycznia 2013

Biblijnie rzecz biorąc... Dobre wino...


J2;5-10 IL(tłum. interlinearne)

5. Mówi matka jego sługom: To, co powie wam, uczyńcie.
6. Były zaś tam kamienne stągwie, sześć, na oczyszczanie się Judejczyków położone, mające miejsce na miary (ok. 40 l) dwie lub trzy
7. Mówi im Jezus: Napełnijcie stągwie wodą. I napełnili je aż do góry.
8. I mówi im: Zaczerpnijcie teraz i nieście mistrzowi ceremonii. Oni zaś zanieśli.
9. Jak zaś spróbował mistrz ceremonii wody winem stałej się i nie wiedział skąd jest, zaś słudzy wiedzieli, ci, którzy zaczerpnęli wodę, woła pana młodego mistrz ceremonii
10. i mówi mu: Każdy człowiek najpierw dobre wino kładzie i kiedy staną się pijani, gorsze. Ty ustrzegłeś dobre wino aż do teraz.

- od wieków patrzymy na ten sam schemat: cokolwiek ludzie zaczynają: małżeństwo, wspólnotę czy biznes, wkładają w to czas, serce, finanse, pomysłowość, gorliwość, kreatywność, energię, pasję…
Mija kilka lat i czasu jakby brakuje, serce już tak nie bije radośnie, finanse warto by na co innego przeznaczyć, pomysłowość zaczyna zmierzać w kierunku wykręcania się od wysiłku, gorliwie zakrywamy niedoróbki, kreatywność zmarła śmiercią naturalną, a z energią to ogarnia nas jedynie pasja „szewska”… ;)

Ty ustrzegłeś dobre wino aż do teraz – jakaż to niezwykła pochwała

Brzmi zupełnie jak zakończenie pewnego rozdziału z Apokalipsy:

Obj 3:10  Tyś bowiem zachował nakaz mojej wytrwałości i Ja cię zachowam od godziny próby, która ma przyjść na cały obszar zamieszkany, by wypróbować tych, co mieszkają na ziemi.
Obj 3:11  Przyjdę niebawem: Trzymaj, co masz, by nikt twego wieńca nie zabrał!
Obj 3:12  Zwycięzcę uczynię filarem w świątyni Boga mojego i już nie wyjdzie na zewnątrz. I na nim imię Boga mojego napiszę i imię miasta Boga mojego, Nowego Jeruzalem, co z nieba zstępuje od mego Boga, i moje nowe imię.

Ty ustrzegłeś dobre wino aż do teraz….
Ustrzegłeś...

27 grudnia 2012

Angielski anioł

W życiu człowieka wierzącego, przydarzają się na szczęście nie tylko trudy i cierpienia ale także historie, które wspomina się z "bananem na ustach" (tłumaczenie ze słownika bardzo współczesnej polszczyzny: uśmiech, który kończy się za uszami ;) ). Jedna z nich przydarzyła mi się podczas pobytu w słynnej, angielskiej, nadoceanicznej miejscowości, znanej z tego, iż ciężko spotkać tam ocean... nawet na plaży ;)

Jako, że udało nam się do spółki z synem wykończyć akumulatorki w słuchawce telefonicznej, poczułam się w obowiązku kupić nowe. Dzielnie wybrałam się do supermarketu, mając nadzieję, że w ten sposób ominę konieczność komunikowania się ze sprzedawcami, jako, że, nawet wyuczony przeze mnie na wszelki wypadek tekst: "am sorry, aj dont anderstend", wywoływał w Anglikach autentycznie wstrząsające uczucie zdumienia i sakramentalne pytanie: "ŁOT"??!! - koniecznie z dwoma znakami zapytania (po jednym w każdym oku) i dwoma wykrzyknikami (którym odpowiadały maksymalnie uniesione brwi)...
Ponieważ zupełnie nie pojmowałam, jak mogą nie rozumieć powyższego zdania, wypowiadanego przecież w ich ojczystym języku, starałam się maksymalnie omijać niebezpieczne dla mnie rafy konwersacji... Wytłumaczyć niestety nie mogłam, że w czasie przypisanym nauce, wtłaczano we mnie język rosyjski i jedynie w takowym - poza ojczystym - jestem w stanie porozumiewać się, a i to: "nie mnożka".
Tak więc zabrawszy ze sobą zużyty akumulatorek (czym unieruchomiłam jedyny w domu telefon na dobre 3 godziny :D) i wszedłszy do marketu, stanęłam przed półką z bateriami. Było ich ok. pół miliona (no dobra, przesadzam, jedynie ze 400 tys...) i ŻADNA z nich nie wyglądała jak moja, ani nawet nie była tej firmy.
Postanowiłam wykorzystać swoje detektywistyczne zdolności i zastosować metodę analizy porównawczej (w końcu nie musisz znać języka, by zauważyć, że na bateryjkach wyrazy są inne niż na akumulatorkach) tyle, że okazało się iż literki są maleńkie i nie widzę ani jednej  - zaś okulary zostały w domu (40 min szybkim spacerem).
W momencie w którym zaczęłam kwestionować wysokość swojego ilorazu inteligencji, usłyszałam, że ktoś za moimi plecami mówi do mnie i to po angielsku. NIGDY, żaden tubylca, z własnej, nie przymuszonej przeze mnie woli, nie zaczepił mnie. Tak więc, zdumiona, wykonawszy wdzięczny półobrót, ujrzałam mężczyznę w średnim wieku, o angielskim typie urody, wyglądającego, jakby był nieco "po przejściach". Z szerokim uśmiechem na twarzy wciąż jeszcze mówił do mnie w języku Szekspira. Jedyne, czego byłam pewna to faktu, że nie była to kwestia Hamleta, bo tę bym rozpoznała: "tu bi, or not tu bi"; choć: "tu być, wrrr, nie tu być akumulatorek" niewątpliwie brzmi po polskiemu podobnie...
Nie nauczona niczego poprzednimi zdarzeniami, rozłożyłam szeroko ręce i z blondynkowym uśmiechem odrzekłam swoją nieśmiertelną kwestię: "am sorry, aj dont anderstend"... na co zareagował chwilowym popadnięciem w stupor. Na szczęście, nim wezwałam pomoc, złapał oddech i wykrztusił z siebie zdumione, zdaje się tradycyjne dla Anglików: "łot?!"
Moje możliwości porozumienia z nim zupełnie się skończyły. Pozostałe znane mi zdania czy słówka typu: "dont łorry bi hepi" lub co gorsza: "aj lowiu" mogły by jedynie zagmatwać i tak trudną dla nas sytuację.
Nagle jego twarz rozjaśnił uśmiech zrozumienia: "aaaa... - rzekł radośnie, - polisz?
"Nie polę" - powinnam pomyśleć, ale nie pomyślałam, zajęta zdumiewającym faktem, iż tak bezbłędnie rozpoznał moją przynależność etniczną. Zastanawiałam się czy naprowadziła go moja niewątpliwie słowiańska uroda jedynie nieco upływem czasu nadgryziona, czy też nieznajomość cywilizowanych języków.
"Polisz" - potwierdziłam skromnie, czym wywołałam radosną falę "polskich" słówek typu: "czeszcz". Po czwartym zamilknął zorientowawszy się, że rozumiem jego język polski jak on mój angielski, po czym przeszedł do działań bezpośrednich: delikatnie wyjął z mojej dłoni akumulatorek i po angielsku wytłumaczył mi, że te, których potrzebuję, znajdują się po prawej stronie na drugiej półce od góry i że mają tylko po 4 sztuki, po czym zdjął je z półki i włożył mi je do ręki. Zdumiona do kwadratu faktem, że mimo iż nie ROZUMIEM słów które do mnie mówił, jednocześnie doskonale WIEM co miał na myśli, zarażona jego an(g)ielską radością, serdecznie podziękowałam mu, powtarzając wielokrotnie: "tenk ju, werry, werry tenk". On odpowiedział coś w rodzaju: "nie ma za co, nie ma sprawy" i oddalił się.

Po uiszczeniu słonej należności, udałam się do wyjścia w stanie najdoskonalszej błogości i wniebowzięcia. Wchodzący do sklepu, widząc mój niezwykle szeroki uśmiech i błogostan promieniujący na wiele metrów naprzód, robili dwie rzeczy: najpierw odpowiadali równie szerokim uśmiechem, a następnie omijali mnie - na wszelki wypadek - szerokim łukiem :D

Minęło kilka tygodni, a spotkanie z moim an(g)ielskim pomocnikiem, wciąż wywołuje mi na twarzy i w sercu, ten sam uśmiech i uczucie błogostanu...
Panie, błogosław mojemu aniołowi kimkolwiek i gdziekolwiek jest...

17 grudnia 2012

Proroczo rzecz biorąc... Potrzebuję Cię...

Oto kolejny tekst pieśni proroczej:

Potrzebuję Cię!
Potrzebuję Cię!
Potrzebuję Cię!
Tak rozpaczliwie potrzebuję Cię,
Tak serdecznie potrzebuję Cię,
Tak gorąco potrzebuję Cię,
Tak bardzo potrzebuję Cię,
Tak gorliwie potrzebuję Cię

Jak pustynia pragnie wody,
Jak pragnie by obdarzył ją ktoś zielenią, życiem…
Tak pragnę Cię Wodo moja,
Tak pragnę Cię, Życie moje,
Tak pragnę Cię, zdejmij ze mnie hańbę pustyni
Tak pragnę Cię, Życie moje, pragnę Cię,
Życie moje pragnę Cię,
Życie moje, pragnę Cię,
Niech nie zatrzyma Cię ten piasek

Niech nie zatrzyma Ciebie skała,
Na skale rosną drzewa,
Niech nie zatrzyma Ciebie piasek
Oazy mi potrzeba

Życie moje, wodo moja
Nadziejo moja, nadziejo moja/2x

Niech nie zatrzyma Cię gruz,
Niech nie zatrzyma Cię wiatr
Suchy wypijający wodę
Niech nie zatrzyma cię ten wiatr
Niech nie zatrzyma cię
Palące słońce, które wypija wszelką wodę;
Obłokiem mi bądź, schroń mnie w cieniu Twym.

Życie me, wodą mi bądź
Życiem mi bądź obłokiem mi bądź
Źródłem wody 
Źródłem wody
Źródłem wody bądź mi...
Źródłem wody 
Źródłem wody
Źródłem wody bądź mi...


Źródłem wody pod piaskami,
Źródłem wody bądź,
Źródłem wody pod skałami,
Aż przyjdzie Twoja moc.

Rozbijesz skałę mą,
Wytryśniesz życiem z głębi
Rozbijesz skałę mą,
Wytryśniesz życiem z głębi,
Nic nie zatrzyma cię
Nic nie zatrzyma cię
Nic nie zatrzyma cię
Nic nie zatrzyma cię

Trawa zielona…
Życie… 
To już czas, to jest ten czas, to już czas…

Zmieniasz mnie, gdy patrzę w oblicze twe, zmieniam się,
Na obraz Twój zmieniasz mnie,
Już nie będę podobna
Już nie będę podobna do skały,
Już nie będę podobna do pustyni,
Już nie będę podobna do ciernistego krzaku głogu,

Na obraz Twój zmieniasz mnie,
Gdy w Twoją twarz wpatruję się
Gdy w oczach twych widzę miłość, jaką dla mnie masz
Zmieniam się…
Zmieniasz mnie, gdy wsłuchuję się
W serca twego ton, miłości dźwięk
Słyszalny w biciu serca twego

Zmieniasz mnie, zmieniasz mnie
Twoje spojrzenie w oczach mych
Twój słodki uśmiech na ustach mych
Zmieniasz mnie, kształtujesz na nowo
Na nowo na nowo na nowo na nowo
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie

Dłonie Twoje dotykają mnie, kształtują
Zmieniasz mnie, kawałek po kawałku...

6 grudnia 2012

Morze którego nie ma...III


Wróciłam do Polski, klawiatura działa bez zarzutu, tak więc do dzieła:

    Dwa tygodnie chodziłam na molo oczekując na ocean.  Miałam nadzieję, że on jakoś dramatycznie różni się od Bałtyku. No i różni się… Nie ma go. :D
Wykorzystuję więc molo do rozmów z Bogiem, bo cisza tam jest niezwykła – mówię o ciszy w duchu oczywiście J

Któregoś dnia usłyszałam (mniej więcej) takie słowa: "Ten ocean jest podobny do tego, co nazywacie chrześcijaństwem: wszyscy wiedzą, gdzie powinien być, tyle, że go nie ma… Owszem, widać rzeczy drugorzędne, jak piach, muszle, molo czy morskie ptaki [czyt: ludzi, tradycje, budynki czy programy ;) ]. Ale samej wody nie ma. To po pierwsze.
Po drugie: Baczny obserwator skonstatuje, że skoro piasek jest mokry, to ten ocean jednak gdzieś musi być, tyle, że z jakiegoś bliżej nieznanego powodu  ukrywa się ;)
[Może taki nieśmiały, choć przecież niemały :)]
Po trzecie: pewnego dnia nadejdzie czas przypływu i wtedy to, co do tej pory było ukryte, ukaże się w całej krasie i potędze."
To ostatnie zdanie podobało mi się najbardziej :)

    Wiecie, że przez cały miesiąc pobytu nad oceanem nie widziałam go??? Bez względu na to, o której godzinie poszłam (a byłam nawet kilka razy w nocy, po pierwszej), „ołszyn” nie raczył mi się objawić, łobuz jeden…
To, co najbardziej mnie ubawiło w tej całej historii to fakt, że w ostatnim tygodniu nie chciałam chodzić na molo, bo… obraziłam się na ocean. W głębi serca czułam urazę do niego, że ja tu z taką radością i zachwytem jechałam (żeby nie rzec: leciałam ;) ), a on nawet raz nie raczył mnię uraczyć czarem fal swoich :D
Obraziłam się na ocean!!! Już mnie chyba nic nie zdziwi :D

PS. A tak na marginesie: powinnam mu przebaczyć, jako dobra chrześcijanka?? ;) :D

19 listopada 2012

Morze którego nie ma...II

Mał być: jutr
Jak widać po powyższym tekście, zbuntowała mi się klawatura. Czemu "wyskoczyło" kilka liter, nie wiem. Miałam nadzeję, że uda się pokonać problem, ale jak widać nie udało się. Jak tylko dorwę się do "zdrowej klawiatury", zaraz napiszę  o morzu :)

15 listopada 2012

Morze, którego nie widać...I

Bóg jest dobry - od roku pokazywał mi samoloty lądujące na pobliskim lotnisku, budząc niemożliwe do zrealizowania marzenie w moim sercu. 10 dni temu wsiadłam w samolot  wylądowałam w nadmorskiej miejscowości w Anglii. Chodzę sobie po molo tak długim, że jeździ po nim tramwaj :D Siadam na ławeczce  i wpatruję się w morze którego... nie ma... Jutro opowiem Wam o tym, co pokazał mi Pan :]