CLICK HERE FOR FREE BLOGGER TEMPLATES, LINK BUTTONS AND MORE! »

27 grudnia 2012

Angielski anioł

W życiu człowieka wierzącego, przydarzają się na szczęście nie tylko trudy i cierpienia ale także historie, które wspomina się z "bananem na ustach" (tłumaczenie ze słownika bardzo współczesnej polszczyzny: uśmiech, który kończy się za uszami ;) ). Jedna z nich przydarzyła mi się podczas pobytu w słynnej, angielskiej, nadoceanicznej miejscowości, znanej z tego, iż ciężko spotkać tam ocean... nawet na plaży ;)

Jako, że udało nam się do spółki z synem wykończyć akumulatorki w słuchawce telefonicznej, poczułam się w obowiązku kupić nowe. Dzielnie wybrałam się do supermarketu, mając nadzieję, że w ten sposób ominę konieczność komunikowania się ze sprzedawcami, jako, że, nawet wyuczony przeze mnie na wszelki wypadek tekst: "am sorry, aj dont anderstend", wywoływał w Anglikach autentycznie wstrząsające uczucie zdumienia i sakramentalne pytanie: "ŁOT"??!! - koniecznie z dwoma znakami zapytania (po jednym w każdym oku) i dwoma wykrzyknikami (którym odpowiadały maksymalnie uniesione brwi)...
Ponieważ zupełnie nie pojmowałam, jak mogą nie rozumieć powyższego zdania, wypowiadanego przecież w ich ojczystym języku, starałam się maksymalnie omijać niebezpieczne dla mnie rafy konwersacji... Wytłumaczyć niestety nie mogłam, że w czasie przypisanym nauce, wtłaczano we mnie język rosyjski i jedynie w takowym - poza ojczystym - jestem w stanie porozumiewać się, a i to: "nie mnożka".
Tak więc zabrawszy ze sobą zużyty akumulatorek (czym unieruchomiłam jedyny w domu telefon na dobre 3 godziny :D) i wszedłszy do marketu, stanęłam przed półką z bateriami. Było ich ok. pół miliona (no dobra, przesadzam, jedynie ze 400 tys...) i ŻADNA z nich nie wyglądała jak moja, ani nawet nie była tej firmy.
Postanowiłam wykorzystać swoje detektywistyczne zdolności i zastosować metodę analizy porównawczej (w końcu nie musisz znać języka, by zauważyć, że na bateryjkach wyrazy są inne niż na akumulatorkach) tyle, że okazało się iż literki są maleńkie i nie widzę ani jednej  - zaś okulary zostały w domu (40 min szybkim spacerem).
W momencie w którym zaczęłam kwestionować wysokość swojego ilorazu inteligencji, usłyszałam, że ktoś za moimi plecami mówi do mnie i to po angielsku. NIGDY, żaden tubylca, z własnej, nie przymuszonej przeze mnie woli, nie zaczepił mnie. Tak więc, zdumiona, wykonawszy wdzięczny półobrót, ujrzałam mężczyznę w średnim wieku, o angielskim typie urody, wyglądającego, jakby był nieco "po przejściach". Z szerokim uśmiechem na twarzy wciąż jeszcze mówił do mnie w języku Szekspira. Jedyne, czego byłam pewna to faktu, że nie była to kwestia Hamleta, bo tę bym rozpoznała: "tu bi, or not tu bi"; choć: "tu być, wrrr, nie tu być akumulatorek" niewątpliwie brzmi po polskiemu podobnie...
Nie nauczona niczego poprzednimi zdarzeniami, rozłożyłam szeroko ręce i z blondynkowym uśmiechem odrzekłam swoją nieśmiertelną kwestię: "am sorry, aj dont anderstend"... na co zareagował chwilowym popadnięciem w stupor. Na szczęście, nim wezwałam pomoc, złapał oddech i wykrztusił z siebie zdumione, zdaje się tradycyjne dla Anglików: "łot?!"
Moje możliwości porozumienia z nim zupełnie się skończyły. Pozostałe znane mi zdania czy słówka typu: "dont łorry bi hepi" lub co gorsza: "aj lowiu" mogły by jedynie zagmatwać i tak trudną dla nas sytuację.
Nagle jego twarz rozjaśnił uśmiech zrozumienia: "aaaa... - rzekł radośnie, - polisz?
"Nie polę" - powinnam pomyśleć, ale nie pomyślałam, zajęta zdumiewającym faktem, iż tak bezbłędnie rozpoznał moją przynależność etniczną. Zastanawiałam się czy naprowadziła go moja niewątpliwie słowiańska uroda jedynie nieco upływem czasu nadgryziona, czy też nieznajomość cywilizowanych języków.
"Polisz" - potwierdziłam skromnie, czym wywołałam radosną falę "polskich" słówek typu: "czeszcz". Po czwartym zamilknął zorientowawszy się, że rozumiem jego język polski jak on mój angielski, po czym przeszedł do działań bezpośrednich: delikatnie wyjął z mojej dłoni akumulatorek i po angielsku wytłumaczył mi, że te, których potrzebuję, znajdują się po prawej stronie na drugiej półce od góry i że mają tylko po 4 sztuki, po czym zdjął je z półki i włożył mi je do ręki. Zdumiona do kwadratu faktem, że mimo iż nie ROZUMIEM słów które do mnie mówił, jednocześnie doskonale WIEM co miał na myśli, zarażona jego an(g)ielską radością, serdecznie podziękowałam mu, powtarzając wielokrotnie: "tenk ju, werry, werry tenk". On odpowiedział coś w rodzaju: "nie ma za co, nie ma sprawy" i oddalił się.

Po uiszczeniu słonej należności, udałam się do wyjścia w stanie najdoskonalszej błogości i wniebowzięcia. Wchodzący do sklepu, widząc mój niezwykle szeroki uśmiech i błogostan promieniujący na wiele metrów naprzód, robili dwie rzeczy: najpierw odpowiadali równie szerokim uśmiechem, a następnie omijali mnie - na wszelki wypadek - szerokim łukiem :D

Minęło kilka tygodni, a spotkanie z moim an(g)ielskim pomocnikiem, wciąż wywołuje mi na twarzy i w sercu, ten sam uśmiech i uczucie błogostanu...
Panie, błogosław mojemu aniołowi kimkolwiek i gdziekolwiek jest...

17 grudnia 2012

Proroczo rzecz biorąc... Potrzebuję Cię...

Oto kolejny tekst pieśni proroczej:

Potrzebuję Cię!
Potrzebuję Cię!
Potrzebuję Cię!
Tak rozpaczliwie potrzebuję Cię,
Tak serdecznie potrzebuję Cię,
Tak gorąco potrzebuję Cię,
Tak bardzo potrzebuję Cię,
Tak gorliwie potrzebuję Cię

Jak pustynia pragnie wody,
Jak pragnie by obdarzył ją ktoś zielenią, życiem…
Tak pragnę Cię Wodo moja,
Tak pragnę Cię, Życie moje,
Tak pragnę Cię, zdejmij ze mnie hańbę pustyni
Tak pragnę Cię, Życie moje, pragnę Cię,
Życie moje pragnę Cię,
Życie moje, pragnę Cię,
Niech nie zatrzyma Cię ten piasek

Niech nie zatrzyma Ciebie skała,
Na skale rosną drzewa,
Niech nie zatrzyma Ciebie piasek
Oazy mi potrzeba

Życie moje, wodo moja
Nadziejo moja, nadziejo moja/2x

Niech nie zatrzyma Cię gruz,
Niech nie zatrzyma Cię wiatr
Suchy wypijający wodę
Niech nie zatrzyma cię ten wiatr
Niech nie zatrzyma cię
Palące słońce, które wypija wszelką wodę;
Obłokiem mi bądź, schroń mnie w cieniu Twym.

Życie me, wodą mi bądź
Życiem mi bądź obłokiem mi bądź
Źródłem wody 
Źródłem wody
Źródłem wody bądź mi...
Źródłem wody 
Źródłem wody
Źródłem wody bądź mi...


Źródłem wody pod piaskami,
Źródłem wody bądź,
Źródłem wody pod skałami,
Aż przyjdzie Twoja moc.

Rozbijesz skałę mą,
Wytryśniesz życiem z głębi
Rozbijesz skałę mą,
Wytryśniesz życiem z głębi,
Nic nie zatrzyma cię
Nic nie zatrzyma cię
Nic nie zatrzyma cię
Nic nie zatrzyma cię

Trawa zielona…
Życie… 
To już czas, to jest ten czas, to już czas…

Zmieniasz mnie, gdy patrzę w oblicze twe, zmieniam się,
Na obraz Twój zmieniasz mnie,
Już nie będę podobna
Już nie będę podobna do skały,
Już nie będę podobna do pustyni,
Już nie będę podobna do ciernistego krzaku głogu,

Na obraz Twój zmieniasz mnie,
Gdy w Twoją twarz wpatruję się
Gdy w oczach twych widzę miłość, jaką dla mnie masz
Zmieniam się…
Zmieniasz mnie, gdy wsłuchuję się
W serca twego ton, miłości dźwięk
Słyszalny w biciu serca twego

Zmieniasz mnie, zmieniasz mnie
Twoje spojrzenie w oczach mych
Twój słodki uśmiech na ustach mych
Zmieniasz mnie, kształtujesz na nowo
Na nowo na nowo na nowo na nowo
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie

Dłonie Twoje dotykają mnie, kształtują
Zmieniasz mnie, kawałek po kawałku...

6 grudnia 2012

Morze którego nie ma...III


Wróciłam do Polski, klawiatura działa bez zarzutu, tak więc do dzieła:

    Dwa tygodnie chodziłam na molo oczekując na ocean.  Miałam nadzieję, że on jakoś dramatycznie różni się od Bałtyku. No i różni się… Nie ma go. :D
Wykorzystuję więc molo do rozmów z Bogiem, bo cisza tam jest niezwykła – mówię o ciszy w duchu oczywiście J

Któregoś dnia usłyszałam (mniej więcej) takie słowa: "Ten ocean jest podobny do tego, co nazywacie chrześcijaństwem: wszyscy wiedzą, gdzie powinien być, tyle, że go nie ma… Owszem, widać rzeczy drugorzędne, jak piach, muszle, molo czy morskie ptaki [czyt: ludzi, tradycje, budynki czy programy ;) ]. Ale samej wody nie ma. To po pierwsze.
Po drugie: Baczny obserwator skonstatuje, że skoro piasek jest mokry, to ten ocean jednak gdzieś musi być, tyle, że z jakiegoś bliżej nieznanego powodu  ukrywa się ;)
[Może taki nieśmiały, choć przecież niemały :)]
Po trzecie: pewnego dnia nadejdzie czas przypływu i wtedy to, co do tej pory było ukryte, ukaże się w całej krasie i potędze."
To ostatnie zdanie podobało mi się najbardziej :)

    Wiecie, że przez cały miesiąc pobytu nad oceanem nie widziałam go??? Bez względu na to, o której godzinie poszłam (a byłam nawet kilka razy w nocy, po pierwszej), „ołszyn” nie raczył mi się objawić, łobuz jeden…
To, co najbardziej mnie ubawiło w tej całej historii to fakt, że w ostatnim tygodniu nie chciałam chodzić na molo, bo… obraziłam się na ocean. W głębi serca czułam urazę do niego, że ja tu z taką radością i zachwytem jechałam (żeby nie rzec: leciałam ;) ), a on nawet raz nie raczył mnię uraczyć czarem fal swoich :D
Obraziłam się na ocean!!! Już mnie chyba nic nie zdziwi :D

PS. A tak na marginesie: powinnam mu przebaczyć, jako dobra chrześcijanka?? ;) :D