CLICK HERE FOR FREE BLOGGER TEMPLATES, LINK BUTTONS AND MORE! »

27 grudnia 2012

Angielski anioł

W życiu człowieka wierzącego, przydarzają się na szczęście nie tylko trudy i cierpienia ale także historie, które wspomina się z "bananem na ustach" (tłumaczenie ze słownika bardzo współczesnej polszczyzny: uśmiech, który kończy się za uszami ;) ). Jedna z nich przydarzyła mi się podczas pobytu w słynnej, angielskiej, nadoceanicznej miejscowości, znanej z tego, iż ciężko spotkać tam ocean... nawet na plaży ;)

Jako, że udało nam się do spółki z synem wykończyć akumulatorki w słuchawce telefonicznej, poczułam się w obowiązku kupić nowe. Dzielnie wybrałam się do supermarketu, mając nadzieję, że w ten sposób ominę konieczność komunikowania się ze sprzedawcami, jako, że, nawet wyuczony przeze mnie na wszelki wypadek tekst: "am sorry, aj dont anderstend", wywoływał w Anglikach autentycznie wstrząsające uczucie zdumienia i sakramentalne pytanie: "ŁOT"??!! - koniecznie z dwoma znakami zapytania (po jednym w każdym oku) i dwoma wykrzyknikami (którym odpowiadały maksymalnie uniesione brwi)...
Ponieważ zupełnie nie pojmowałam, jak mogą nie rozumieć powyższego zdania, wypowiadanego przecież w ich ojczystym języku, starałam się maksymalnie omijać niebezpieczne dla mnie rafy konwersacji... Wytłumaczyć niestety nie mogłam, że w czasie przypisanym nauce, wtłaczano we mnie język rosyjski i jedynie w takowym - poza ojczystym - jestem w stanie porozumiewać się, a i to: "nie mnożka".
Tak więc zabrawszy ze sobą zużyty akumulatorek (czym unieruchomiłam jedyny w domu telefon na dobre 3 godziny :D) i wszedłszy do marketu, stanęłam przed półką z bateriami. Było ich ok. pół miliona (no dobra, przesadzam, jedynie ze 400 tys...) i ŻADNA z nich nie wyglądała jak moja, ani nawet nie była tej firmy.
Postanowiłam wykorzystać swoje detektywistyczne zdolności i zastosować metodę analizy porównawczej (w końcu nie musisz znać języka, by zauważyć, że na bateryjkach wyrazy są inne niż na akumulatorkach) tyle, że okazało się iż literki są maleńkie i nie widzę ani jednej  - zaś okulary zostały w domu (40 min szybkim spacerem).
W momencie w którym zaczęłam kwestionować wysokość swojego ilorazu inteligencji, usłyszałam, że ktoś za moimi plecami mówi do mnie i to po angielsku. NIGDY, żaden tubylca, z własnej, nie przymuszonej przeze mnie woli, nie zaczepił mnie. Tak więc, zdumiona, wykonawszy wdzięczny półobrót, ujrzałam mężczyznę w średnim wieku, o angielskim typie urody, wyglądającego, jakby był nieco "po przejściach". Z szerokim uśmiechem na twarzy wciąż jeszcze mówił do mnie w języku Szekspira. Jedyne, czego byłam pewna to faktu, że nie była to kwestia Hamleta, bo tę bym rozpoznała: "tu bi, or not tu bi"; choć: "tu być, wrrr, nie tu być akumulatorek" niewątpliwie brzmi po polskiemu podobnie...
Nie nauczona niczego poprzednimi zdarzeniami, rozłożyłam szeroko ręce i z blondynkowym uśmiechem odrzekłam swoją nieśmiertelną kwestię: "am sorry, aj dont anderstend"... na co zareagował chwilowym popadnięciem w stupor. Na szczęście, nim wezwałam pomoc, złapał oddech i wykrztusił z siebie zdumione, zdaje się tradycyjne dla Anglików: "łot?!"
Moje możliwości porozumienia z nim zupełnie się skończyły. Pozostałe znane mi zdania czy słówka typu: "dont łorry bi hepi" lub co gorsza: "aj lowiu" mogły by jedynie zagmatwać i tak trudną dla nas sytuację.
Nagle jego twarz rozjaśnił uśmiech zrozumienia: "aaaa... - rzekł radośnie, - polisz?
"Nie polę" - powinnam pomyśleć, ale nie pomyślałam, zajęta zdumiewającym faktem, iż tak bezbłędnie rozpoznał moją przynależność etniczną. Zastanawiałam się czy naprowadziła go moja niewątpliwie słowiańska uroda jedynie nieco upływem czasu nadgryziona, czy też nieznajomość cywilizowanych języków.
"Polisz" - potwierdziłam skromnie, czym wywołałam radosną falę "polskich" słówek typu: "czeszcz". Po czwartym zamilknął zorientowawszy się, że rozumiem jego język polski jak on mój angielski, po czym przeszedł do działań bezpośrednich: delikatnie wyjął z mojej dłoni akumulatorek i po angielsku wytłumaczył mi, że te, których potrzebuję, znajdują się po prawej stronie na drugiej półce od góry i że mają tylko po 4 sztuki, po czym zdjął je z półki i włożył mi je do ręki. Zdumiona do kwadratu faktem, że mimo iż nie ROZUMIEM słów które do mnie mówił, jednocześnie doskonale WIEM co miał na myśli, zarażona jego an(g)ielską radością, serdecznie podziękowałam mu, powtarzając wielokrotnie: "tenk ju, werry, werry tenk". On odpowiedział coś w rodzaju: "nie ma za co, nie ma sprawy" i oddalił się.

Po uiszczeniu słonej należności, udałam się do wyjścia w stanie najdoskonalszej błogości i wniebowzięcia. Wchodzący do sklepu, widząc mój niezwykle szeroki uśmiech i błogostan promieniujący na wiele metrów naprzód, robili dwie rzeczy: najpierw odpowiadali równie szerokim uśmiechem, a następnie omijali mnie - na wszelki wypadek - szerokim łukiem :D

Minęło kilka tygodni, a spotkanie z moim an(g)ielskim pomocnikiem, wciąż wywołuje mi na twarzy i w sercu, ten sam uśmiech i uczucie błogostanu...
Panie, błogosław mojemu aniołowi kimkolwiek i gdziekolwiek jest...

17 grudnia 2012

Proroczo rzecz biorąc... Potrzebuję Cię...

Oto kolejny tekst pieśni proroczej:

Potrzebuję Cię!
Potrzebuję Cię!
Potrzebuję Cię!
Tak rozpaczliwie potrzebuję Cię,
Tak serdecznie potrzebuję Cię,
Tak gorąco potrzebuję Cię,
Tak bardzo potrzebuję Cię,
Tak gorliwie potrzebuję Cię

Jak pustynia pragnie wody,
Jak pragnie by obdarzył ją ktoś zielenią, życiem…
Tak pragnę Cię Wodo moja,
Tak pragnę Cię, Życie moje,
Tak pragnę Cię, zdejmij ze mnie hańbę pustyni
Tak pragnę Cię, Życie moje, pragnę Cię,
Życie moje pragnę Cię,
Życie moje, pragnę Cię,
Niech nie zatrzyma Cię ten piasek

Niech nie zatrzyma Ciebie skała,
Na skale rosną drzewa,
Niech nie zatrzyma Ciebie piasek
Oazy mi potrzeba

Życie moje, wodo moja
Nadziejo moja, nadziejo moja/2x

Niech nie zatrzyma Cię gruz,
Niech nie zatrzyma Cię wiatr
Suchy wypijający wodę
Niech nie zatrzyma cię ten wiatr
Niech nie zatrzyma cię
Palące słońce, które wypija wszelką wodę;
Obłokiem mi bądź, schroń mnie w cieniu Twym.

Życie me, wodą mi bądź
Życiem mi bądź obłokiem mi bądź
Źródłem wody 
Źródłem wody
Źródłem wody bądź mi...
Źródłem wody 
Źródłem wody
Źródłem wody bądź mi...


Źródłem wody pod piaskami,
Źródłem wody bądź,
Źródłem wody pod skałami,
Aż przyjdzie Twoja moc.

Rozbijesz skałę mą,
Wytryśniesz życiem z głębi
Rozbijesz skałę mą,
Wytryśniesz życiem z głębi,
Nic nie zatrzyma cię
Nic nie zatrzyma cię
Nic nie zatrzyma cię
Nic nie zatrzyma cię

Trawa zielona…
Życie… 
To już czas, to jest ten czas, to już czas…

Zmieniasz mnie, gdy patrzę w oblicze twe, zmieniam się,
Na obraz Twój zmieniasz mnie,
Już nie będę podobna
Już nie będę podobna do skały,
Już nie będę podobna do pustyni,
Już nie będę podobna do ciernistego krzaku głogu,

Na obraz Twój zmieniasz mnie,
Gdy w Twoją twarz wpatruję się
Gdy w oczach twych widzę miłość, jaką dla mnie masz
Zmieniam się…
Zmieniasz mnie, gdy wsłuchuję się
W serca twego ton, miłości dźwięk
Słyszalny w biciu serca twego

Zmieniasz mnie, zmieniasz mnie
Twoje spojrzenie w oczach mych
Twój słodki uśmiech na ustach mych
Zmieniasz mnie, kształtujesz na nowo
Na nowo na nowo na nowo na nowo
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie
Zmieniasz mnie

Dłonie Twoje dotykają mnie, kształtują
Zmieniasz mnie, kawałek po kawałku...

6 grudnia 2012

Morze którego nie ma...III


Wróciłam do Polski, klawiatura działa bez zarzutu, tak więc do dzieła:

    Dwa tygodnie chodziłam na molo oczekując na ocean.  Miałam nadzieję, że on jakoś dramatycznie różni się od Bałtyku. No i różni się… Nie ma go. :D
Wykorzystuję więc molo do rozmów z Bogiem, bo cisza tam jest niezwykła – mówię o ciszy w duchu oczywiście J

Któregoś dnia usłyszałam (mniej więcej) takie słowa: "Ten ocean jest podobny do tego, co nazywacie chrześcijaństwem: wszyscy wiedzą, gdzie powinien być, tyle, że go nie ma… Owszem, widać rzeczy drugorzędne, jak piach, muszle, molo czy morskie ptaki [czyt: ludzi, tradycje, budynki czy programy ;) ]. Ale samej wody nie ma. To po pierwsze.
Po drugie: Baczny obserwator skonstatuje, że skoro piasek jest mokry, to ten ocean jednak gdzieś musi być, tyle, że z jakiegoś bliżej nieznanego powodu  ukrywa się ;)
[Może taki nieśmiały, choć przecież niemały :)]
Po trzecie: pewnego dnia nadejdzie czas przypływu i wtedy to, co do tej pory było ukryte, ukaże się w całej krasie i potędze."
To ostatnie zdanie podobało mi się najbardziej :)

    Wiecie, że przez cały miesiąc pobytu nad oceanem nie widziałam go??? Bez względu na to, o której godzinie poszłam (a byłam nawet kilka razy w nocy, po pierwszej), „ołszyn” nie raczył mi się objawić, łobuz jeden…
To, co najbardziej mnie ubawiło w tej całej historii to fakt, że w ostatnim tygodniu nie chciałam chodzić na molo, bo… obraziłam się na ocean. W głębi serca czułam urazę do niego, że ja tu z taką radością i zachwytem jechałam (żeby nie rzec: leciałam ;) ), a on nawet raz nie raczył mnię uraczyć czarem fal swoich :D
Obraziłam się na ocean!!! Już mnie chyba nic nie zdziwi :D

PS. A tak na marginesie: powinnam mu przebaczyć, jako dobra chrześcijanka?? ;) :D

19 listopada 2012

Morze którego nie ma...II

Mał być: jutr
Jak widać po powyższym tekście, zbuntowała mi się klawatura. Czemu "wyskoczyło" kilka liter, nie wiem. Miałam nadzeję, że uda się pokonać problem, ale jak widać nie udało się. Jak tylko dorwę się do "zdrowej klawiatury", zaraz napiszę  o morzu :)

15 listopada 2012

Morze, którego nie widać...I

Bóg jest dobry - od roku pokazywał mi samoloty lądujące na pobliskim lotnisku, budząc niemożliwe do zrealizowania marzenie w moim sercu. 10 dni temu wsiadłam w samolot  wylądowałam w nadmorskiej miejscowości w Anglii. Chodzę sobie po molo tak długim, że jeździ po nim tramwaj :D Siadam na ławeczce  i wpatruję się w morze którego... nie ma... Jutro opowiem Wam o tym, co pokazał mi Pan :]

21 października 2012

Przebudzenie...

      Byłam ostatnio w szpitalu. Moja pompa ssąco - tłocząca postanowiła odmówić współpracy, oburzona sposobem w jaki jest traktowana od pół wieku przez ludzi i przeze mnie.
Po tygodniu leżenia, przeprowadzono u mnie 24 godzinne EKG. Aby przynajmniej zbliżyć wyniki badań do tych występujących w środowisku naturalnym (czytaj: w domu ;) ), poproszono mnie o spacery i ewentualne chodzenie po schodach. Od godziny 8 do 10  udało mi się 2 razy zejść i wejść po stopniach w ilości połowy szpitalnego piętra, po czym spędzałam godzinę w łóżku, aby dojść do siebie. O 10.02 maszyneria zarejestrowała tętno 131/min. a dusza moja wizję raju ;)
Jakiś czas później przyszła do mnie Terenia. Niezwykła, Boża Kobieta! Na wstępie zapytała mnie, czemu Bóg kazał jej przynieść mi twarożek. Odpowiedziałam, iż pewnie dlatego, że w szpitalu dają wyłącznie wędlinę i śnię po nocach o serku białym :D
Po łapczywym spożyciu wyżej wymienionego dowodu Bożej troski o najmniejsze drobiazgi (tym razem było to podwójne "niebo w gębie" ;) ), Terenia wzięła mnie pod rękę i troskliwie poprowadziła na schody - jestem bardzo sumienna w wypełnianiu poleceń lekarzy (mówię to oczywiście przez wiarę... :D ). Zaliczyłyśmy całe piętro i wróciłyśmy do łóżka, z którego wyszłam po kilkunastu minutach i... zaczęłyśmy spędzać na schodach cały czas z przerwą na obiad. Zdziwiło mnie, że tak dobrze radzę sobie z wysiłkiem. W pewnym momencie nawet pomyślałam, że pewnie Tereska jest zdziwiona i zastanawia się, czy naprawdę jestem taka chora na jaką wyglądam ;)
Następnego dnia miałam próbę wysiłkową. Kiedy się okazało, że tym razem nie jest to rowerek tylko bieżnia, o mało nie zeszłam na zawał (powstrzymał mnie jedynie widok defibrylatora stojącego centralnie przede mną, albowiem od dziecka boję się kontaktu z prądem ;) ). Kilkanaście lat temu podczas podobnego badania na rowerku zasłabłam, stąd przed moimi oczyma wędrowały bardzo plastyczne obrazy rozbitej o pędzącą bieżnię twarzy :)
Kiedy włączono tę straszliwą maszynę do tortur, zmuszono mnie do szybkiego chodzenia, takiego, jak w dniach najlepszego samopoczucia. Z wzrastającą grozą myślałam co będzie dalej. W końcu maszyna pędziła mnie tak, jak za młodych lat "szłam" spóźniona na autobus. Z jednej strony byłam w stanie paniki (czekając na zasłabnięcie) a z drugiej, zdumiona, przyglądałam się reakcjom mojego serca i wiedziałam jedno: to nie moje ciało!!! Ostatnim gwoździem do trumny, była reakcja lekarza, który stwierdził: "ma pani lepsze wyniki, niż niejedna zdrowa osoba".

Po badaniu wołałam do Boga o wytłumaczenie mi co się dzieje - poważnie bałam się o stan mojego umysłu. I w całym tym zamieszaniu, nagle zobaczyłam  jakby promień światła z nieba, naświetlający spacer z Terenią po schodach. A potem następny - zobaczyłam koleżankę mówiącą mi, że Terenia ma silny dar uzdrawiania i trzeci - zobaczyłam siebie na bieżni, kiedy myślałam: "to nie jest moje ciało"... I nagle dotarło do mnie - Bóg uzdrowił mnie po dwudziestu pięciu latach choroby i to bez modlitwy! Od tego dnia wszystkie wyniki badań były albo idealne albo w granicach normy. Wyszłam ze szpitala z zaleceniem odwiedzenia nie kardiologa, tylko... wiadomego specjalisty od pokręconych :D

A opowiedziałam Wam tę historię nie tylko aby oddać chwałę Bogu, ale także aby zwrócić Waszą uwagę na pewien aspekt skądinąd znany, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Po pierwsze: łatwiej było pomyśleć, że z moją psychiką jest coś nie tak, skoro tak nagle wyzdrowiałam po badaniu - które stwierdziło, że nic mi nie jest - niż przyjąć, że zostałam uzdrowiona.
Po drugie: Łatwiej było mi uwierzyć, że albo zwariowałam albo byłam symulantką 25 lat, niż domyślić się, że Bóg nie potrzebuje naszego nakładania rąk i "specjalistycznych" modlitw by uzdrowić kogoś. Zapomniałam jakoś, że kiedyś wystarczał cień apostołów...
Po trzecie: Czy się to komu podoba czy nie, w Polsce rozpoczęło się przebudzenie - ludzie budzą się ze snu i wołają do Boga o pomoc, przyjmują z ochotą modlitwy o ich uzdrowienie czy zbawienie, bez względu na miejsce w którym się znajdują, szukając realnego Boga a nie przynależności kościelnej. Tyle, że ponieważ wielu wierzących wie lepiej JAK powinno wyglądać przebudzenie ("napełnijmy nasz jedyny prawdziwy kościół"), odrzucają te wieści, twierdząc, że to zwiedzenie...

I na koniec cukierek: kilka dni temu, syn jadąc autem zabrał autostopowiczkę. Kobieta ledwie wsiadła do samochodu zaczęła płakać, że potrzebuje Boga i pytała jak może go znaleźć... Brzmi jak bajka, prawda? :D

27 września 2012

Okruchy mądrości...

Moc i sukces duchowy każdego bez wyjątku człowieka zależy tylko od tego, jak wielkim stał się w Jego życiu Bóg. A.A.Allen

11 września 2012

Bez komentarza...

"Jeśli więc w Chrystusie jest jakaś zachęta, jakaś pociecha miłości, jakaś
wspólnota Ducha, jakieś współczucie i zmiłowanie, dopełnijcie radości
mojej i bądźcie jednej myśli, mając tę samą miłość, zgodni, ożywieni
jednomyślnością" (Flp. 2:1,2 BW).

"Czy wasze serca są wrażliwe i współczujące? To sprawcie, abym był
prawdziwie szczęśliwy, zgadzając się ze sobą nawzajem z całego serca,
kochając się nawzajem i współpracując razem w jednej myśli i jednym celu"
(Flp. 2:1,2 NLT).

Błąd, fałszywe nauczania i herezja zawsze należały do najważniejszych
sposobów, przez które diabeł stara się zniszczyć "świadectwo Jezusa",
kiedy jednak wprowadził broń, która znana jest jako "modernizm" czy
"wyższy krytycyzm", użył dubeltówki.
Jedna lufa skierowana jest bezpośrednio w wielkie fundamentalne prwdy
dotyczące Osoby Chrystusa, dzieła Chrystusa i w autorytet Biblii.
Wprowadził więc wielkie zamieszanie, lecz można by się zastanawiać czy da
się to w ogóle porównać ze zniszczeniami dokonywanymi przez jego drugą,
blisko spokrewnioną lufę. Wylał przez nią wielkie ilości, chmary,
podejrzeń, strachu, braku zaufania i wszelkich przykrych tego skutków
wśród prawdziwych chrześcijan. Nie ma obecnie nikogo, kto mógłby być
bezpieczny w tym "chrześcijańskim" świecie i w tej atmosferze. Niektórzy
najbardziej znamienici i byli zwolennicy popadli poważnie w jego wstrętny
wyziew i pomarli z powodu złamanych tym serc - a to wszystko tak
nieprawdziwe! Wróg nie powstrzyma się przed niczym, aby podzielić
ostatnich dwóch chrześcijan, a jeśli nie może znaleźć solidnego gruntu do
tego rozsiewając podejrzenia i nieufność - "pogłoski" - zrobi to przez
wykrzywienie czegokolwiek, co do się wykrzywić...
Błagamy wszystkich, do których to przesłanie może dotrzeć, aby prosili
Pana, aby, jeśli potrzeba, całkowicie zabezpieczył ich umysły w tej
sprawie. Czy nie byłoby to bardziej zgodne z Duchem Mistrza, który
powiedział: "Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem" oraz
"Kto nie jest przeciwko nam, jest z nami", gdybyśmy na każdą taką
pogłoskę, "plotkę", krytycyzm, sąd, insynuację, aluzję czy podszept,
natychmiast zadawali pytanie: "Czy to jest prawda? Czy mówiącym, bądź
piszącym, rzeczywiście o to chodziło?" Czy można nadać temu inne
znaczenie? Czy nie jest, choćby tylko być może, niefortunne wyrażenie się,
ale może niekoniecznie złośliwe?

Czyż nie powinniśmy przed przyjęciem wieści, sprawdzać czy nasza
interpretacja jest właściwa, czy może to my się mylimy? Przeciwnik
gorliwie i bardziej niż kiedykolwiek wcześniej angażuje się w kampanię
sabotażu wewnątrz kościoła, aby dokonać jego rozpadu od wewnątrz i do nas
należy sprzeciwianie się mu w ten sposób, żeby szukać wszelkich możliwych
pozytywnych aspektów społeczności, nie patrząc na wszystkie negatywy, czy
to istniejące rzeczywiście czy wyimaginowane.

By T. Austin-Sparks from: Understanding of the Times

5 września 2012

Proroczo rzecz biorąc...

http://www.youtube.com/watch?v=6CUGTIWCFyo

Tłumaczenie tekstu dla nieangielskojęzycznych ;)
"Czy wiesz, że należysz do Boga Wszechświata. Bóg Kocha cię tak bardzo, że dał Swojego Jedynego Syna,
w którego jeśli uwierzysz nie zginiesz, a żyć będziesz wiecznie.    Te słowa są od Boga dla Ciebie:   Miłości Mego życia spójrz głęboko w Moje oczy.
Znajdziesz tam to, czego szukasz/pragniesz/potrzebujesz.
Daj Mi swe życie, swoje zagubienie, kłamstwa, lęki z przeszłości/lęk, przeszłość, swoją siłę.
Ty uciekasz przede Mną.
Ty należysz do Mnie. Ja Jestem twoją Miłością.
Śmierć nie może Nas rozdzielić. Ja za ciebie umarłem.
Moja Miłość związuje nas i jednoczy na dobre i złe na zawsze.
To jest tajemnica życia   Miłości mego życia spójrz głęboko w moje oczy. 
Znajdziesz tam to, czego szukasz/pragniesz/potrzebujesz.
Ja Jestem dawcą życia. Ja ci dam białą szatę i będziesz nieskazitelną moją narzeczoną.
Powróć do domu, do Mnie   Ty należysz do Mnie. Ja Jestem twoją Miłością.
Śmierć nie może Nas rozdzielić. Ja za ciebie umarłem. 
Moja Miłość związuje nas i jednoczy na dobre i złe na zawsze.
To jest tajemnica życia   Byłaś moją ukochaną żoną.
Przestań chodzić za innymi kochankami, nie pozwalasz Mi bym uczynił cię moją narzeczoną. Będziesz piła z moich ust i smakowała nowego życia Nie ma większej Miłości niż oddanie życia swego za swoich przyjaciół.
Ty należysz do Mnie. Ja Jestem twoją Miłością.
Śmierć nie może Nas rozdzielić. Ja za ciebie umarłem.
Moja Miłość związuje nas i jednoczy na dobre i złe na zawsze.
To jest tajemnica życia"
i na końcu jest tekst z Rzymian 5,8

30 sierpnia 2012

Biblijnie rzecz biorąc... Głębokość...


Eze 47:3  Potem poprowadził mnie ów mąż w kierunku wschodnim; miał on w ręku pręt mierniczy, odmierzył tysiąc łokci i kazał mi przejść przez wodę; woda sięgała aż do kostek. 
Eze 47:4  Następnie znów odmierzył tysiąc [łokci] i kazał mi przejść przez wodę: sięgała aż do kolan; i znów odmierzył tysiąc [łokci] i kazał mi przejść: sięgała aż do bioder; 
Eze 47:5  i znów odmierzył jeszcze tysiąc [łokci]: był tam już potok, przez który nie mogłem przejść, gdyż woda była za głęboka, była to woda do pływania, rzeka, przez którą nie można było przejść. 

Te trzy wersety mówią m.in. o wzrastającej relacji z Bogiem w Duchu Świętym. Na początku Woda obmywa jedynie nasze stopy a różnica między tym, co jest, a czego wcześniej nie było(pustynia) sprawia, że wydaje nam się to takie niesamowite i głębokie. Tysiąc łokci to ok. pięćset metrów. Pół kilometra, czyli odległość, którą da ogarnąć się wzrokiem, jeśli nie mieszkamy w dżungli ;) Tak więc relacja powinna się pogłębiać stale i odczuwalnie dla nas.
Gdy Woda jest na wysokości bioder, również nasze ręce stają się mokre. To takie miejsce, w którym się nam wydaje, że możemy wszystko: mamy MOC!! ;)
Aż dochodzimy do miejsca, gdzie jest już tak głęboko, że tracimy grunt pod nogami. Sądząc po stanie chrześcijaństwa, zdaje się, że większość z nas woli płytkie, bezpieczne wody, na których budujemy zagrody dla ryb lub dołączamy do jednej z nich, nauczając, lub przyjmując naukę, że nie wolno wypływać poza zagrodę, że te ryby, które samotnie pływają, są jedynie karmą dla okrutnego szczupaka…;)

Jedynie niektórzy odważają się opuścić grunt, poczucie kontrolowania sytuacji, poczucie mocy czy posiadania autorytetu i poddać się całkowicie Jego woli, Jego mocy, Jego kierunkowi… Jak np. Bruchko („Bruchko” B. Olsona – ten to dopiero popłynął…) czy generałowie („Boży Generałowie” Liardona)

Eze 47:7  Gdy się odwróciłem, oto po obu stronach na brzegu rzeki znajdowało się wiele drzew. 
Eze 47:8  A on rzekł do mnie: "Woda ta płynie na obszar wschodni, wzdłuż stepów, i rozlewa się w wodach słonych, i wtedy wody jego stają się zdrowe. 

Trochę odwrotność bycia solą ;)

Eze 47:9  Wszystkie też istoty żyjące, od których tam się roi, dokądkolwiek potok wpłynie, pozostaną przy życiu: będą tam też niezliczone ryby, bo dokądkolwiek dotrą te wody, wszystko będzie uzdrowione. 

Pamiętacie wizję Joynera o trzech armiach? Tam, gdzie przeszła ta trzecia wszystko kwitło, było całe i zdrowe…

Eze 47:10  Będą nad nimi stać rybacy począwszy od Engaddi aż do En-Eglaim, będzie to miejsce na zakładanie sieci i będą tam ryby równe rybom z wielkiego morza, w niezliczonej ilości. 

Ciekawe, czy będzie tak, że stanie się to w świecie naturalnym, będąc jednocześnie obrazem świata duchowego…?

Eze 47:11  Ale jego błota i zalewy nie zostaną uzdrowione, one są pozostawione dla soli. 

Mam wrażenie, że to ważny werset, ale jeszcze nie wiem, czego dotyczy…

Eze 47:12  A nad brzegami potoku mają rosnąć po obu stronach różnego rodzaju drzewa owocowe, których liście nie więdną, których owoce się nie wyczerpują; każdego miesiąca będą rodzić nowe, ponieważ ich woda przychodzi z przybytku. Ich owoce będą służyć za pokarm, a ich liście za lekarstwo". 

„Owoce będą służyć za pokarm” – „po owocach ich poznacie”
Sensem życia drzewa, jest wydanie owocu, nie posiadanie liści – pamiętacie, Jezus przeklął drzewo figowe, ponieważ miało tylko liście, nie mogło Go nakarmić w związku z tym…
Liście kojarzą mi się z darami Ducha Świętego – są ważne i potrzebne do służby, ale nie karmią!!! Do tego służą owoce: Jan 15:2  Każdą latorośl we mnie, która nie przynosi owocu, odcina. Każdą zaś, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przyniosła [jeszcze] więcej owocu.

Biblijnie rzecz biorąc... Miłość i nienawiść ;)

Luk 14:26 "Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. 
IL   14:26  Jeśli ktoś przychodzi do mnie i nie nienawidzi ojca swego i matki i żony i dzieci i braci i sióstr więc i duszy swojej, nie może być mym uczniem.

Myślę, że chodzi o „nienawiść” do tej części duszy swojej, na którą składają się m.in. emocje związane z najbliższymi. Żeby było ciekawie, nieprzyjaciół mamy miłować a najbliższych mieć w nienawiści… Od jednego i od drugiego, wszystko staje w człowieku na sztorc…
Boskie poczucie humoru ;)

26 sierpnia 2012

Wartości

Jakiś czas temu koleżanka poprosiła mnie, abym napisała czym są dla mnie wartości. Postawiła też warunek, że mam napisać nie: jak być powinno, tylko: jak jest.
Koniec świata nastąpił na moment ;) ponieważ ostatni raz, na zadany temat pisałam 31 lat temu :D
Jakoś tam napisałam i sama się zdziwiłam - jak to człowiek czasem nie wie sam, co wie... :D


Czym są dla Ciebie wartości

 Wartości… można je porównać do pewnego rodzaju „przepisów ruchu drogowego” obowiązujących w krainie: Moje Życie ;) Wszyscy je mają, choć każdy „kraj” ma inne. Stąd zresztą wynika totalne zagubienie, kiedy trafiamy na osobę mającą zupełnie inne wartości niż my J.
 Są jak fundamenty domu – taki kształt jaki mają, taki będzie miał dom… są jak słupy narożne domu – wyznaczają granice…
 Przypominają również kierunkowskazy – zdecydowanie wyznaczają kierunek w jakim zmierzam… a jednocześnie określają miejsca w jakich się mnie nie znajdzie ;)
 Wartości można by zrównać z ideałami: życie nimi jest niezwykle trudne dla nas, porzucenie ich zaś, ze względu na domniemaną niemożliwość wprowadzenia ich w życie, jest niezwykle groźne dla społeczeństwa.
 No cóż… Na pewno wartości którym się hołduje są czymś, czym  się żyje  nie myśląc na co dzień o nich i nie mając świadomości, że wpływają na nasze codzienne wybory… Dziś, z perspektywy półwiecza ( ;) ) zbieram owoce dawnych wyborów – w latach młodości przede wszystkim płaciłam ich cenę. Zauważyłam też, że ludzie, którzy w młodości poszli na kompromis, często mają odwrotnie: wcześniej zbierali owoce, dziś płacą ich cenę…
 W moim życiu są dwie podstawowe wartości. Jedna to prawda, zaś druga to proste serce, czyli czystość intencji i motywacji. Obie stały się dla mnie tym, czym latarnia morska jest dla marynarzy – na wzburzonym oceanie życia, pomogły uniknąć wielu podwodnych skał o które mogłabym się całkowicie rozbić i stracić to, co mam najcenniejszego 
– czyli siebie samą…

Rozczarowanie Bogiem...

      Ostatnio kilka razy zdarzyło mi się doświadczyć dokładnie tego samego... byłam PEWNA, że prorok powiedział "TO" a odsłuchując nagranie, ze zdumieniem uświadamiałam sobie fakt, że zostało powiedziane coś zupełnie innego... To zdarzenie wywołało ciąg wspomnień i fale emocji... Słowa Boga do mojego życia... Całe stosy zeszytów z zapisanymi słowami (a ile nie zapisanych...): "zbuduję ci dom..." "będziesz szczęśliwa"..."będziesz obfitowała"... "ja Sam będę..." "uleczę cię"...

Te słowa tworzyły obrazy w moim umyśle, niestety, jak się okazało, były to obrazy pojęć które znałam, a Bóg rzadko robi rzeczy które ludzie znają: nie uzdrawia dwa razy tak samo, nie uwalnia dwa razy... etc.etc. No i ponieważ nie było tak, jak wydawało mi się, że Bóg powiedział, nieuchronnie przyszło rozczarowanie. (O miejscach do których doszłam w tym rozczarowaniu, zgoła pisać nie przystoi... wystarczy powiedzieć, że były absolutnie... anty...)

Zdaje się, że jest taki stopień rozczarowania (zawiedzenia się) Bogiem, iż po przekroczeniu pewnej miary czujesz, że już nie chcesz... Choćby był najlepszy, najpiękniejszy i najbardziej chętny do działania...
I widzisz siebie jako osobę która ginie... i lecisz w przepaść otwartą przez gniew i rozczarowanie.
I Jego dłoń chwyta cię zanim się rozbijesz o skały, bo On jest wierny, bo kocha ciebie, choć ty już nie kochasz Jego...
I stawia cię na skale, a skorupa rozgoryczenia pęka...
I może wreszcie przepływać Miłość - jak rzeka z szumem wdziera się do środka twego serca i wypełnia wszystkie dziury a dusza woła płacząc ze szczęścia: nie zostawiłeś mnie, nie zostawiłeś mnie, nie zostawiłeś...

Własnie jestem w tym miejscu... :)

25 sierpnia 2012

Biblijnie rzecz biorąc... Jak Anna...

Przeczytałam dziś ten artykuł.


Nie wierzyłam już, że dożyję tego dnia, kiedy zza kazalnicy (choćby wirtualnej), będzie mowa o tym, czym naprawdę jest ekklesia… Czuję się jak Anna, która zobaczyła Niemowlę, po wielu latach czekania na niemożliwe…

24 lipca 2012

Babcią jestem :D

Dziś ujrzał światło dzienne mój pierwszy wnuk - Jakub Ezechiel :D Niezwykłe zestawienie imion, biorąc pod uwagę, że mój zięć nie jest osobą wierzącą :D
Oto Kubuś:


Wbrew pozorom tatuś nie jest Chińczykiem ;)


Jakie to cudowne , że będzie można wreszcie kochać, bez świadomości, że jest się odpowiedzialnym za wychowanie :D ;)

1 lipca 2012

Biblijnie rzecz biorąc... Niezbyt optymistycznie...

Luk_13:23  Raz ktoś Go zapytał: "Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?" On rzekł do nich:
Luk_13:24  "Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli.
Luk 13:25  Bo kiedy pan domu wstanie i zamknie drzwi, wy zostaniecie na zewnątrz i zaczniecie kołatać do drzwi, wołając: Panie, otwórz nam! - Lecz on wam odpowie: Nie wiem, skąd jesteście.
Luk 13:26  Wtedy zaczniecie mówić: Jadaliśmy i piliśmy z tobą, i nauczałeś na naszych ulicach. -
Luk 13:27  Odpowie wam: Nie wiem, skąd jesteście, "odejdźcie ode mnie wszyscy czyniący zło".

  Wygląda na to, że z jakiegoś powodu drzwi do zbawienia są ciasne. Obrazowo można by się pokusić o stwierdzenie, że może się jedynie przecisnąć człowiek kompletnie bez bagażu, a wręcz może nawet zupełnie nagi. Znaczyłoby to, że do zbawienia wchodzi się bez swoich pomysłów, przekonań, zwyczajów narodowych czy kościelnych, bez nawyków, zachowanych słabości czy grzeszków… 
Kogo tak naprawdę stać na to??? Chyba niewielu… L
Jedyne pocieszenie dla siebie widzę w słowach Jezusa, że: „to, co niemożliwe u ludzi, jest możliwe u Boga”…

Proponuję abyście przeczytali TEN post u Niezatrzymywalnej.

18 czerwca 2012

Synowi...

W sobotę skończyłbyś 29 lat. Pewnie nie byłoby nam tak różowo, jak sobie marzą młode mamy... Dziś jesteś w moim sercu o wiele bardziej, głębiej niż lata temu...


Sławiącemu Miłość...*

Jak meteoryt przemknąłeś przez życie moje
Przez chwilę błyszcząc jak gwiazda z nieba,
Jak zapowiedź spełnienia marzeń...
I jako gwiazda spadająca na ziemię
Twoja śmierć z hukiem rozorała skorupę
Mej niezachwianej pewności, że dam sobie radę...

Poszarpane brzegi ran, jak niedostępne i dzikie kaniony
Odstraszały ludzi...
Mówili: Tu nic nie wyrośnie...

Nawet ja sama wzgardziłam sobą...

Minęły 22 lata.
Straszliwy krater wypełnił się krystaliczną wodą
Wypływającą z podziemnych źródeł
Które odsłonił wybuch...

Brzegi krateru i jego okolice
Porosły bujnie zielenią.
W jej cieniu schronienie znajduje
Wielu uciekających przed drapieżnikami...
Obmywając swoje rany w wodzie
Wypływającej z krateru,
Porzucają swój strach
I wypełniają serca wiarą
A dusze nadzieją...

Twoje życie i Twoja śmierć nie były daremne:
Tak, jak tego pragnęłam,
Przyniosłeś mi Życie i Miłość w darze, synku...
Choć inaczej, niż myślałam...

A ci, którzy dawniej rzucali swoje kamienie
Wciąż mówią: czy może pochodzić z niej coś dobrego...?
                                                                  14 lipca 2005
------------------------------------------------------------
* Miłosław - sławiący miłość

14 czerwca 2012

Jak się czuje Bóg II...

 Spędziłam ostatnio kilka tygodni z grupą przyjaciół. Mimo sporych różnic wiekowych (między 23 a 50 wiosen) mamy wspólny ulubiony temat rozmów: On :D
Spędziliśmy mnóstwo czasu dyskutując, opowiadając sobie o doświadczeniach, przeżyciach, modląc się o siebie nawzajem, ścierając się (a jakże, każde z nas to niezłe indywiduum :P), szukając Boga w każdy możliwy sposób, gotując najprostsze i najwymyślniejsze potrawy (jedynie nie było homarów w sosie truflowym :D), spożywając wieczerzę, wielbiąc, tańcząc przed Nim, śpiewając, zaśmiewając się z głupot i płacząc z trudu...
Kilka tekstów z przebywania w Jego obecności zostało nagranych. Jakość nagrania jest fatalna, ale treść dotknęła mnie na tyle, że spisałam ją i pomyślałam, że nie jest ona tylko dla nas... Może i Was dotknie i da do myślenia???


Mam dla Ciebie mnóstwo słów,
Mam nieskończoną ilość ich.
Każdego dnia, podaruję jedno z nich,
Podaruję tobie jedno z nich…

Mam dla ciebie mnóstwo słów,
Nabrzmiałe moim sercem są.
Mam dla ciebie mnóstwo słów,
Jak kawałki serca mego u twych stóp będę kładł.

Mam dla ciebie mnóstwo słów,
Część z nich mówi o miłości mej,
Część z nich mówi o sercu mym;
Proszę poznaj mnie…

U twych stóp kładę serce moje,
Kawałek po kawałku i będę czekać,
Aż w całość złożysz je...
U twych stóp kładę serce moje,
Kawałek po kawałku i czekam,
Aż w całość złożysz je…
Aż poznasz mnie, poznasz mnie, poznasz mnie…

Mam dla ciebie mnóstwo słów,
Niektóre nabrzmiałe bólem są.
Kładę je u twoich stóp,
Byś pocieszyła serce me…

Mam dla ciebie mnóstwo słów,
Proszę, zadaj sobie trud
By zachować wszystkie je,
By z wszystkich ułożyć  całe serce me.

Dzień po dniu, pod stopy twoje będę kładł,
To co najcenniejsze we mnie jest.
Dzień po dniu, przed stopy twoje będę kładł
To, co najcenniejsze mam – serce moje
U twych stóp będę kładł.

Różne słowa, różne stany, różne rzeczy,
W całość razem poskładamy – o mnie rzekną ci…
Poznaj mnie, poznaj mnie, poznaj…

10 czerwca 2012

Jak się czuje Bóg...

Właściwie takie pytanie wydaje się pozbawione sensu ze względu na proporcje ;) Jednakże chodzą za mną pewne myśli, obrazy i nie jestem już taka pewna tej bezsensowności...

Kochamy Go za to, że jest, za bezpieczeństwo, które nam daje, za pomoc w trudnych sytuacjach, za mądrość, głębię; za to, że pozwala nam uczestniczyć w rzeczach i sprawach do których nie mielibyśmy dostępu bez Niego, ba, nie wiedzielibyśmy, że w ogóle istnieją :)

Podziwiamy Jego możliwości, Jego mądrość, wiedzę, moc, dobroć czy surowość... niektórzy idą krok dalej i są gotowi otworzyć serca, by opowiedzieć Mu o najtajniejszych szczegółach swojego życia...

Bóg jest dla większości z nas niczym dostojny profesor: spijamy mądrość z jego ust, pozwalamy się korygować, podziwiamy mistrza, przychodzimy sumiennie na wykłady i... wychodzimy szczęśliwi, że możemy uczestniczyć w tak niesamowitym wydarzeniu... Profesor zostaje sam w pustej auli, ponieważ jego autorytet przysłonił studentom fakt, że jest osobą która, choć chętnie dzieli się tym co ma z potrzebującymi,to jednocześnie nie przestaje być OSOBĄ, która tęskni do tego aby ją ktoś zechciał odnaleźć, pokochać, zobaczyć, zrozumieć, smakować, doświadczać, z całym bogactwem jej uczuć, pragnień, bólów czy radości...

Pokochać Osobę...

16 maja 2012

Zabawa ogniem...

Gdy byliśmy dziećmi, mówiono do nas: nie baw się ogniem, bo się poparzysz... I oczywiście nie słuchaliśmy, bo jest  w nas jakaś tęsknota, marzenie, pragnienie a u niektórych wręcz obsesja - zobaczyć ogień, usłyszeć dźwięk  jaki wydaje, poczuć jego żar , moc, z jaką pochłania wszystko dookoła i coś jeszcze coś, czego nie da ująć się w słowa...

Coś jeszcze... Łk 12:49 bt "Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął"

Wygląda na to, że to pragnienie nie tylko nas "męczy"... Wręcz można by się pokusić - bez obawy o nadinterpretację - o stwierdzenie, że źródło tego pragnienia może być w sercu Boga...

Ogień... Pasja... Pragnienie... Żar... Rzadko kiedy są to słowa, których użylibyśmy w opisie naszych nabożeństw, czasu spędzonego na modlitwie, a tym bardziej dnia codziennego.

15 kwietnia 2012

Biblijnie rzecz biorąc - Oczy...

Łk 11;33-36( IL)
33. Nikt lampkę zapaliwszy do kryjówki kładzie (ani pod korcem), ale na świeczniku, aby wchodzący światło widzieli.
34. Lampką ciała jest oko twe. Kiedy oko twe proste będzie i całe ciało twe świetliste jest. Kiedy zaś złe będzie i ciało twe ciemne.
35. Bacz więc (czy) nie światło w tobie ciemnością jest.
36. Jeśli więc ciało twe całe świetliste, nie mając części jakiej ciemnej, jest świetliste całe, jak gdyby lampka blaskiem oświetlała cię.

Kooocham interlinearkę... jakże wszystko inaczej brzmi w niej... jakoś tak bliżej tego Jezusa, którego znam osobiście... ;) :D Kocham również objawienia - ten moment, kiedy słowo wali w moją głowę jak grom z jasnego nieba, burząc warownie i zrywając zasłony, zalewając umysł snopem światła... mmmmrrrmmmm...... :D
Zdarzyło się to ponownie, tym razem przy pomocy wersetu 34. Owoż - wiele zależy od sposobu patrzenia. Weźmy choćby pod uwagę przyjaźń Dawida i Jonatana. Co innego widzą ludzie o czystych intencjach i coś zupełnie innego widzą ludzie będący pod wpływem ducha nieczystego (że tak to ładnie nazwę :) ) 
W dawnych latach chroniło się dzieci i młodzież przed różnymi rzeczami, nieodpowiednimi dla ich wieku - dorośli wiedzieli jak ważne jest to, na co patrzą oczy dziecka (oczywiście i wtedy przeginano). Dziś niestety jest dokładnie odwrotnie. Nie tylko nie chroni się dzieci, ale wręcz zalewa się je czarami, przemocą, seksem, beznadzieją, zdradami, wyśmiewaniem piękna, wierności, przyjaźni czy uczciwości. Stajemy się dorośli...

I tak...
Nasze oczy już nie potrafią być proste...
Nasze oczy  już nie potrafią być  być jasne...
Stały się ślepe...

Nasze serca  już nie potrafią być  być proste...
Nasze serca  już nie potrafią być  być jasne...
Stały się martwe...

Jedyna nadzieja w Tym, który przywraca prostotę...
Jedyna nadzieja w Tym, który jest światłością...
Abyśmy Ożyli, abyśmy znów Widzieli...

8 marca 2012

Czas zmartwychwstać ;)

Może i lapek ducha wyzionął, ale ja nie muszę konać razem z nim :D Czas obudzić się w każdy możliwy sposób, w końcu wiosna nie tylko na dworze coraz śmielej sobie poczyna, ale, co ważniejsze, także i w kościele (czyli w społeczności wywołanych). Bo też i tych wiadomości o poruszeniu wśród wierzących człowiek czeka z równą tęsknotą, jak i wiosny w połowie marca... jeszcze mrozi nocą, ale słonko jak przygrzeje w południe, to aż pachną kwiaty, które jeszcze nie wzeszły ;)
A słychać szum Wody w Polszcze coraz lepiej... I wieści o Obecności Pana tak namacalnej, jak nigdy dotąd, i o uzdrowieniach, tak normalnych, jakbyśmy o cudach nie rozmawiali, o przemianie życia, o zwalonych warowniach, o ludziach podnoszących głowy i prostujących pochylone dotąd plecy.... mmmmrrrmmmm.... mruczę z zachwytu, jak kot nad spodeczkiem śmietanki... To jest to, co Boże tygryski kochają najbardziej :D
Że, co? Że niepoważnie i niedostojnie o świątobliwych sprawach piszę? A czy można być poważnym, kiedy Wiosna do drzwi puka??? Szczególnie, jeśli czekało się na nią 30 bez mała lat??? :D

LUUUUUUDZIE, WIOSNA PRZED NAMI !!! WOW!!! :D

PS Na nocne mrozy które straszą, mam ciepłą kołdrę (czyt. słowo prorocze), kubek gorącej herbaty (czyt. Obecność) i listy (świadectwa z różnych zakątków w kraju)... ;)

6 lutego 2012

Żyję jeszcze...

... ale mój laptop wyzionął ducha zdaje się na amen i stąd moja absencja... Modlę się o cud, no bo jak tu żyć bez internetu? ;) :D