Właściwie takie pytanie wydaje się pozbawione sensu ze względu na proporcje ;) Jednakże chodzą za mną pewne myśli, obrazy i nie jestem już taka pewna tej bezsensowności...
Kochamy Go za to, że jest, za bezpieczeństwo, które nam daje, za pomoc w trudnych sytuacjach, za mądrość, głębię; za to, że pozwala nam uczestniczyć w rzeczach i sprawach do których nie mielibyśmy dostępu bez Niego, ba, nie wiedzielibyśmy, że w ogóle istnieją :)
Podziwiamy Jego możliwości, Jego mądrość, wiedzę, moc, dobroć czy surowość... niektórzy idą krok dalej i są gotowi otworzyć serca, by opowiedzieć Mu o najtajniejszych szczegółach swojego życia...
Bóg jest dla większości z nas niczym dostojny profesor: spijamy mądrość z jego ust, pozwalamy się korygować, podziwiamy mistrza, przychodzimy sumiennie na wykłady i... wychodzimy szczęśliwi, że możemy uczestniczyć w tak niesamowitym wydarzeniu... Profesor zostaje sam w pustej auli, ponieważ jego autorytet przysłonił studentom fakt, że jest osobą która, choć chętnie dzieli się tym co ma z potrzebującymi,to jednocześnie nie przestaje być OSOBĄ, która tęskni do tego aby ją ktoś zechciał odnaleźć, pokochać, zobaczyć, zrozumieć, smakować, doświadczać, z całym bogactwem jej uczuć, pragnień, bólów czy radości...
Pokochać Osobę...
10 czerwca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo dobre!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam